poniedziałek, 16 grudnia 2013

Rozdział 1

Postanowiłam wstawić poprawki i zacząć raz jeszcze ;)

    Czuję dotyk jego warg na prawym przedramieniu, pocałunek złożony w tym miejscu wzbudził moje pożądanie. Chcę go więcej i więcej, choć wiem, że nie powinnam. Odczuwam bijące od niego niebezpieczeństwo, jednak wciąż w to brnę głębiej wtulając się w jego ramiona. Pomimo iż mój mózg wie, że powinnam odejść, moje ciało nie słucha, ono pragnie tylko zaspokoić swoje potrzeby - nim. Tym nieznajomym, który ośmiela się składać pocałunki na moich ramionach, rękach, twarzy, a nawet wargach. Tym, który pieści mnie w miejscach, do których nikt nigdy nie miał dostępu. Jednak po chwili cudowny krajobraz rozstępuje się, aby zastąpiła go scena, w której tajemniczy mężczyzna powoduje moją śmierć.

    Już czwartą noc z rzędu obudziłam się zlana potem. Co noc śnił mi się tajemniczy, ale seksowny mężczyzna, który otworzył przede mną lepszy świat, a w zamian odebrał życie. Czy przez choć jedną noc mój siedemnastoletni mózg nie mógłby się wyspać?
Przeklinam tego frajera, przez którego fatalnie sypiam." - mruknęłam w myślach.
- Fluffy! – zawołałam czule mojego kochanego kotka o rudej sierści – Gdzie jesteś?
Zwierzak przybiegł do mnie wyczuwając mój niepokój. Zaczęłam rytmicznie głaskać kocura, aby się uspokoić. Ostatnimi czasy zdarzało się to każdej nocy. Po chwili rozległo się pukanie do drzwi mojego pokoju.
- Patricia? Wszystko w porządku? – zapytał tata sennym głosem. Najpewniej moje krzyki nie pozwoliły mu spać już kolejną noc z rzędu. Niestety tata martwił się o mnie przez cały czas. Nie miałam rodzeństwa i wychowałam się bez matki. Ojciec musiał pracować przez cały czas na nasze utrzymanie. Prawdopodobnie miał wrażenie, że czegoś mi brak.
- Tak, śpij dalej. To tylko koszmary. – odpowiedziałam ziewając.
Nim znów zapadłam w sen usłyszałam jeszcze szept taty:
- Chyba już czas.
               Poranek przywitał mnie śpiewem ptaków i zapachami dochodzącymi z kuchni. Słońce było już wysoko na niebie, ale ludzie dopiero budzili się do życia. Były wakacje, więc nie było w tym nic dziwnego. Zebrałam moje porozrzucane na podłodze ubrania i wrzuciłam je do kosza z brudami. Powinnam zdecydowanie je wyprać, ponieważ kończą mi się czyste rzeczy w szafie. Zdecydowałam się szybko na moją ulubioną bluzkę na ramiączkach w kolorze czerwonym z napisem Myself. Dobrałam do niej czerwone trampki sięgające lekko ponad kostkę oraz krótkie, czarne spodenki. Wszystko to komponowało się idealnie z moimi kruczo czarnymi włosami i niebieskimi oczami.
Zbiegłam po schodach i w mistrzowskim tempie chwyciłam torbę wybiegając z domu. Krzyknęłam jeszcze na wychodnym słowa pożegnania skierowane do taty.
- Wychodzę, wrócę na obiad.
          Pobiegłam szybko w stronę Darling Coffe, naszej miejscowej kawiarni, w której najczęściej spotykały się grupki młodzieży. Ewentualnie bywała używana, jako miejsce spotkań dwóch przyjaciółek takich jak ja i Sally. Poznałyśmy się w wieku sześciu lat. Od tamtej pory byłyśmy nierozłączne. Trochę jak siostry syjamskie. Jej brat August zawsze nas z tego powodu wyśmiewał. Tak jak to zwykle robili starsi bracia. Zawsze chciałam mieć rodzeństwo, niestety mama zmarła przy porodzie, a tata z nikim ponownie się nie związał. Dlatego zawsze traktowałam Augusta i Sally jak moje własne rodzeństwo.
         Dobiegłam do kawiarni idealnie na czas, jednak Sal już była w środku i czekała, aż się pojawię. Nieważne jak szybko przyszłabym na spotkanie, ta dziewczyna jakimś cudem zawsze była przede mną. Założę się, że gdybym postanowiła przenocować w miejscu spotkania, aby się nie spóźnić, też by mnie wyprzedziła.
- Przestań się zamęczać nadobna dziewko, przybyłam. – westchnęłam do niej teatralnie.
- Patty tłuku, mogłabyś przestać już z tymi książkowymi cytatami. Brzmią, jak wyjęte prosto ze średniowiecza. – Nieudolnie próbowała zahamować śmiech, więc skończyło się to atakiem kaszlu. – Opowiedz lepiej, co tam u ciebie? Dużo się pozmieniało, gdy byłam w Szwecji? – zagadnęła.
- Niezbyt. Chociaż już od czterech dni bez przerwy mam straszne sny. Opowiem ci o nich, ale lepiej nie tu. To niezbyt dobre miejsce na taką rozmowę. Wezmę coś na wynos okej?
- Jasne, zamów mi to samo co sobie.
- Już się robi mademoiselle. – mrugnęłam do niej i popędziłam w kierunku kasy.
               Kiedy już wraz z naszym zamówieniem opuściłyśmy kawiarnię, opowiedziałam Sally moją nocną przygodę. Jej oczy zaczęły dziwnie połyskiwać. Po chwili milczenia, która ciągnęła się jakby wiekami, odezwała się, ale głos miała dziwnie zachrypnięty.
- Cholera, dziewczyno. Co to ma do diabła być? Po raz pierwszy nie mam pojęcia, co mogę powiedzieć, a wiesz przecież, że ja zawsze mam coś do powiedzenia. – wyrzuciła z siebie z prędkością pocisku.
- Tak, wiem. Ja jednak chyba powinnam zapisać się do psychologa. – westchnęłam.
- Kobieto, nie narażaj nikogo na taki los. Twój psycholog już po jednej twojej wizycie musiałby zapisać się do psychiatry. Nie polecam. – Sal próbowała rozluźnić atmosferę.
Pomimo nie miłosiernego ucisku w żołądku roześmiałam się. Po raz pierwszy od dawna naprawdę się roześmiałam. Aż do teraz nie miałam pojęcia, jak bardzo tęskniłam za Sally, gdy była przez te 2 miesiące w Szwajcarii, a może to była Szwecja... Geografia zdecydowanie nie była moją mocną stroną.

    Tata czekał na mnie przy stole, gdy wróciłam do domu. Przygotował cudowny obiad. Na kuchennym blacie stały potrawy o niesamowitych zapachach. Umyłam ręce i zabrałam się do bezmyślnego pałaszowania jedzenia z talerza. Jednak po chwili przypomniałam sobie bardzo ważny fakt. Tata nigdy nie robił wymyślnych obiadów bez powodu. Coś musiało się stać. Coś złego, niedobrego, albo ewentualnie cudownego. Sugerując się zaciśniętą szczęką ojca i jego zbielałymi, od trzymania widelca, kłykciami doszłam do wniosku, że musi chodzić o to pierwsze.
- Mam pytanie. – zagadnęłam, gdy przełknęłam jedzenie.
- Odpowiem, jeśli tylko będę mógł.
- Z jakiego powodu przygotowałeś tak wyśmienite potrawy? – zapytałam i zanim zdążył coś dodać z westchnieniem wtrąciłam. – Tylko mi nie mów, że bez powodu, znam twoje sztuczki.
Tata potarł dłonią czoło i podrapał się po łysinie. Nie był już taki energiczny i pełen życia jak kiedyś. Wokół jego oczu odznaczał się  wiek w postaci zmarszczek. Ojciec powoli przechylił głowę i zaśmiał się ze smutkiem.
- Patricia, wiem ile znaczy dla ciebie to miejsce, ci przyjaciele i wszystko, co tutaj jest. – Kiedy chciałam mu przerwać, aby zaprotestować,  uniósł ostrzegawczo dłoń. – Nie przerywaj. Pozwól mi skończyć.
- Dobra. Ale jeśli chcesz się przeprowadzić... - warknęłam.
- Drogie dziecko, musisz zrozumieć, że nie wiesz wielu rzeczy o tym świecie. Zanim zaczniesz uznawać mnie za wariata pozwól mi opowiedzieć wszystko. Istnieją na naszej planecie istoty, których istnienia nie podejrzewałabyś nawet w najgorszych snach. To są demony. – Zamurowało mnie, tata chyba nie robił mnie w bambuko, to nie w jego stylu. Może jednak nie znałam go aż tak dobrze, jak mi się zdawało. Może staruszek oszalał.
- Tato... Przestań się ze mnie nabijać. Demony nie istnieją, przecież każdy to wie. Takie kity możesz wciskać głupiutkim pięciolatkom. – machnęłam lekceważąco ręką.
- Pat! Wysłuchaj mnie. Skoro są demony, to istnieją także łowcy. Odnośnie łowców istnieje legenda, według której byli wybierani. Należysz do nich.
- To okrutne, jak możesz tak żartować moim kosztem. Uważasz to za śmieszne? To jakaś ściema. Wychodzę. – Nie do wiary, jakim cudem mój własny ojciec śmiał mi wciskać takie historyjki. Demony... Łowcy... Ja łowcą... Co jeszcze? Wampiry? Wilkołaki? Syrenki? Może zaraz mi powie, że nasza sąsiadka podczas pełni zmienia się w psa i sika na hydrant stojący obok domu, a żeby nie obsiusiała naszego samochodu, w tajemnicy dokarmia ją chrupkami.
           Tata nie próbował mnie nawet powstrzymać. Wyszłam na wieczorne powietrze. Niebo przybrało już barwy pomarańczy i głębokiego różu. Jaskółki latały nisko przy ziemi, zwiastując, że niebawem spadnie deszcz. Nie przejęłam się jednak tym. Brnęłam przed siebie bez konkretnego celu podróży. Jednak póki co, do domu wrócić nie zamierzałam. Co to, to nie. W mgnieniu oka odnalazłam cel mojej wędrówki w jakimś dziwnym budynku. Jeszcze nigdy nie byłam w tej części miasta. Stary, stojący na niskim pagórku budynek sypał się, lecz miał w sobie pewien urok, który przyciągał. Z jego środka dochodziły rytmy mocnej muzyki. Dziwne, że pod wpływem takich basów budynek nie wybuchł. Podeszłam bliżej. Przy wejściu stał ochroniarz. Ludzie podchodzili do niego wyciągając dłoń, a on stawiał pieczątkę. Stanęłam w kolejce. Kobieta przede mną miała różowe włosy postawione na żel i czarne glany. Reszta ubrań pozostawała neutralnie czarna. Ja natomiast czułam się nieco jak odludek w moich ubraniach, tych samych, które miałam na spotkaniu z Sal.  Dodatkowo tego lata przefarbowałam końcówki włosów na czerwono wywołując efekt ombre. Na moich czarnych włosach całkiem dobrze się prezentował. Kiedy nadeszła moja kolej bramkarz zlustrował mnie wzrokiem od stóp do głów. Zestresowana przełknęłam ślinę. Ochroniarz bez słowa postawił mi pieczątkę na lewej dłoni i przepuścił do środka, kiedy tak jak pozostali wręczyłam mu banknot. Skóra pod pieczątką swędziała. Znak przedstawiał czerwoną literę D przeplataną wężami i znakami pazurów. Trochę przerażające, ale nie mnie to było oceniać. W końcu po raz pierwszy zapuściłam się w takie miejsce. W dodatku całkiem sama, co mnie kompletnie przerażało.
W głowie huczało mi od ogłuszającej muzyki. Wokół unosił się sztuczny, pachnący chemikaliami dym. Wszyscy stłoczeni tańczyli niczym zahipnotyzowani na parkiecie. Gdzie nie gdzie zdarzały się osoby, które siedząc sączyły spokojnie swoje drinki. W klubie znajdowały się głównie osoby z szalonymi fryzurami. Moją uwagę przyciągnął chłopak siedzący przy barze. Wyglądał podobnie do mojego sennego koszmaru. Jego włosy były spryskane czarnym barwnikiem, który już powoli schodził odsłaniając brązowe pasma. Wyglądał na około osiemnaście lat. Mogłabym się też założyć, że jego oczy są szare. Wyglądał dokładnie jak we wszystkich moich snach.
„Więc to przez tego frajera nie mogę się ostatnio wyspać." - burknęły moje myśli.
Wygrałam z chęcią podejścia do nieznajomego i zwyzywania za nieprzespane noce. Zrobiłabym z siebie wtedy totalną idiotkę. Ostatecznie jednak wycofałam się w głąb klubu, aby przyjrzeć się dokładniej, gdyż prawdopodobnie taka okazja się więcej nie powtórzy. Ściany były neonowo fioletowe. Na suficie poprzyczepiano lustra, a parkiet składał się głównie ze świateł i kafelek. Tancerze byli jakby częścią tego klubu. Miejsce pulsowało życiem, tylko dzięki ludziom w środku. Nagle zaczęło mi się kręcić w głowie. Najprawdopodobniej spowodowała to chemiczna chmura dymu. Oznaczało to, że czas już iść, nim runę na ziemię jak długa. Jak na ten dzień wystarczyło mi wrażeń. Powinnam się szybko położyć do łóżka, inaczej mogłam nie zdążyć porozmawiać z ojcem przed jego wyjściem do pracy. Może to i nawet lepiej. Nie zacząłby od nowa tych bajek.
- Tlen! – zawołałam po wyjściu z rudery. Brałam zachłanne hausty powietrza, jakbym przepłynęła właśnie jakąś wyczynową długość.
- Pierwszy raz? – zachichotał jakiś męski głos.
- Widać, prawda? – odpowiadam nie odwracając się. Zdałam się na intuicję, a ona mówiła, aby się nie odwracać.
- Niektóre siedemnastolatki reagują gorzej, więc nie było tak źle. – Na te słowa moje oczy się rozszerzyły i popełniłam błąd. Odwróciłam się. Zobaczyłam najpiękniejsze na świecie, szare oczy. Twarz jak u supermodela, idealne podobieństwo do mojego sennego znajomego. W tym momencie miałam pewność. To był ON.
- Skąd wiesz ile mam lat? – Odważyłam się zapytać.
Nieznajomy pochylił się, przez chwilę miałam nawet głupią nadzieję, że mnie pocałuje. Delikatnie ujął mój podbródek.
- Zgadywałem. Tak samo jak zgaduję, że masz na imię Patricia. – Serce mi zamarło na kilka chwil. Skąd on wiedział? Kim był? Dlaczego mi się śnił? – Jeśli byś chciała wiedzieć nazywam się Jake. - Chłopak puścił mi oczko.
Kiedy odwróciłam na chwilę wzrok Jake zdążył się ulotnić. Zostałam sama na ścieżce prowadzącej do głównej ulicy. Tyle pytań nasuwało mi się na myśl. Jednak nie potrafiłam na nie odpowiedzieć. Oszołomiona powłóczyłam ciężkimi jak z ołowiu nogami, w stronę domu. Tata już spał, gdy dotarłam do naszego domu w środku małego miasteczka w stanie Maine. Poruszałam się cichym krokiem w stronę łazienki, a gdy byłam gotowa ruszyłam w objęcia Morfeusza, marząc o snach wolnych od Jake'a.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz