poniedziałek, 24 marca 2014

Rozdział 6

"Czarna rozpacz pochłonęła mnie dziś i pochłonie jutro.
Znalazłam się na pustkowiu dziękując niebiosom
za szansę na nowe życie, nowy start.
Jednak czymże jest życie bez miłości?
Jedynie oną pustą powłoką w której nie ma nic.
Poczuciem straty, niewypełnionym. Zero emocji.
Wiele frustracji, nienawiści i śmierci.
Bo czymże jest życie bez miłości?"

                  Joanne zanim została łowczynią miała inne, rozliczne pasje. Czyniła wiele planów na życie, wiedziała doskonale na jakie studia się uda, ale kiedy poznała prawdę... wszystko przepadło. Musiała wynieść się z rodzinnego miasteczka w Anglii, aby zamieszkać na terenie obszernego akademika w środku Paryża. Joan spojrzała na swoje bose stopy siniejące od chłodu białych kafli. Stała na środku łazienki zwalczając kolejny atak paniki. Znów zamknęła się w sobie ze swoją wewnętrzną trumną pełną koszmarów, o których przysięgła sobie, że nikomu nie powie. Rozstanie z Philipem niezbyt ją zabolało, gdyż stwierdzili, że nie pasują do siebie, nie było między nimi tak zwanej chemii. Przez to jednak Joanne miała zbyt wiele czasu dla swojej odrażającej egzystencji. Miała czas na myślenie. Mogła rozdrapywać stare rany o których sądziła, że się zabliźniły. Jednak to okazało się być tylko złudzeniem. Ukrywała swoje emocje za maską opanowania i uśmiechu. Nigdy nie chciała zostać łowczynią. Pragnęła innego życia. Miała plany! Ale czy ktokolwiek jej słuchał? Nie. Zrobiła to czego chciała jej matka, babka, ojciec a nawet starszy brat Tom, zanim TO się stało. Nie! Nie mogła teraz o tym myśleć. Po sześciu latach musiała w końcu ruszyć naprzód. Nie oglądać się za siebie. Ale jak miała to zrobić, gdy nie miała z kim porozmawiać? Patricia była miła, ale Joan nie ośmieliłaby się zrzucać czegoś takiego na jej barki. Vivianne była jej przyjaciółką od początku, ale nawet ona nie poznała historii Joanne. Joan zakopała tę trumnę głęboko w środku i nie pozwoliła, aby ktokolwiek ją wygrzebał z obrzydliwej ziemi jaką był jej umysł. Obiecała to sobie tamtej strasznej nocy i trzymała się kurczowo tej obietnicy, aż po dzień dzisiejszy. Nie mogła pozwolić, aby ktoś odkrył jej zniszczone wnętrze.

"Jedynie elementem nicości." - Dziewczyna dopisała ostatni wers wiersza i po raz pierwszy od wielu lat zaczęła płakać. Słone krople spływały strumieniami po jej zbielałych policzkach. Była silna zbyt długo. Mogła więc sobie pozwolić na chwilę słabości, tym razem.

***

- Już jutro możesz dołączyć do reszty grupy w zajęciach. Cieszysz się?
Kiedy dyrektor Constance powiedziała to 24 godziny temu byłam ucieszona, ale teraz czułam się jak dziwoląg. Wszyscy zaczęli się gapić, gdy tylko weszłam do sali. Usiadłam w pierwszej wolnej ławce i zaczęłam myśleć o czymś miłym. Nie dano mi się nacieszyć spokojem, gdyż zaraz obok mnie usiadł Eric. Miło było jednak mieć przy sobie jakąś przyjazną twarz.
- Nie przejmuj się laleczko jesteś twarda. - powiedział chłopak, ale ja nie czułam się twarda. Wewnątrz byłam kłębkiem nerwów. Chciałam krzyczeć, płakać, cokolwiek co pozwoliłoby mi odczuć, że jeszcze żyje i nie jestem zawieszona między światem żywych a umarłych.
         Gdy tylko nauczyciel rozpoczął lekcję demonologii poczułam, że nie odstaję od reszty tak bardzo jak sądziłam. Dzięki popołudniom spędzonym w bibliotece znałam odpowiedzi na większość pytań. Nie myślałam, że to się stanie, ale stwierdziłam, iż tu pasuję. Akademia dla psycholi stała się moim nowym domem.
- Halo! Panna Patricia Mulligan proszona o pilny kontakt z tym stolikiem. - krzyknęła Vivianne.
- Trochę się oddaliłam. Coś przegapiłam? - zapytałam wyrwana z krainy wspomnień.
- Huragan Joanne nie zjawiła się dziś na lekcjach. Po zajęciach idę ją odwiedzić, chcesz pójść ze mną?
- To do niej niepodobne. Myślałam, że jest stereotypowym kujonem. - mruknęłam. - Uważasz, że to coś poważnego? - zaniepokoiłam się.
- Czy Joan opuszczałaby zajęcia, bez jakiegokolwiek powodu? Nie sądzę.

         Po lekcjach udałyśmy się do pokoju Joanne, który miał numer 73. Jednakże jej nie zastałyśmy. Stwierdziłam, że najwyższa pora na coś niezgodnego z przepisami.
- Poczekaj tu chwilę. - powiedziałam do Vivien.
Ruszyłam długim korytarzem przed siebie, aż dotarłam do małego pomieszczenia dla sprzątaczek. Nacisnęłam klamkę. Drzwi okazały się być otwarte. Uznałam to za zaproszenie. Najciszej jak potrafiłam, wsunęłam się do środka, gdzie dopadł mnie gryzący zapach środków chemicznych. Wśród egipskich ciemności wymacałam włącznik światła na ścianie, a po chwili pomieszczenie rozświetlił słaby blask jarzeniówki. Ściągnęłam z kołka klucz z numerem 73 i schowałam go do kieszeni. Zgasiłam światło, a potem pośpiesznie opuściłam pokój sprzątaczek. Nie miały one za zadanie sprzątać naszych pokoi, lecz musiały posiadać zapasowy klucz, o czym dobrze wiedziałam dzięki lekcjom z dyrektor Constance. Na świętowanie było jednak za wcześnie, gdyż w moją stronę szła zdenerwowana sprzątaczka. Nie była zbyt chuda, a jej przetłuszczone czerwone włosy wysunęły się z niechlujnego koka. Zbliżała się szybkim krokiem, a jej twarz lśniła od potu.
- Co ty tam dziecko robiłaś? - zapytała z słyszalnym francuskim akcentem.
- Zgubiłam się. - odpowiedziałam kłamiąc bez wahania. - Ta szkoła jest taaaka wielka. Wciąż się tu gubię.
- Nie widziałaś napisu na drzwiach? "Wejście tylko dla personelu" - mruknęła niedowierzająco sprzątaczka.
- W tym miejscu uczą jak zabijać demony, a nie jak czytać napisy na drzwiach. - odparłam nieco zbyt arogancko, po czym jak najprędzej się oddaliłam.
Byłam dumna ze swojej profesjonalnej gry aktorskiej. Okazało się, że zajęcia kółka teatralnego, na które uczęszczałam w szkole podstawowej, były owocne.
Otworzyłam drzwi do pokoju Joan za pomocą pożyczonego od sprzątaczek klucza. Zastałyśmy tam wielki bałagan, jakby pokój przeszukiwany był w pośpiechu. Kartki walały się po podłodze. Na jednej z nich napisany został wiersz.

"Czarna rozpacz pochłonęła mnie dziś i pochłonie jutro.
Znalazłam się na pustkowiu dziękując niebiosom
za szansę na nowe życie, nowy start.
Jednak czymże jest życie bez miłości?
Jedynie oną pustą powłoką w której nie ma nic.
Poczuciem straty, niewypełnionym. Zero emocji.
Wiele frustracji, nienawiści i śmierci.
Bo czymże jest życie bez miłości?
Jedynie elementem nicości."

- Mocne. - mruknęła Vivianne czytając mi przez ramię. - Nie wiedziałam, że Joanne będzie, aż tak przygnębiona rozstaniem z chłopakiem, którego jak twierdziła nie kochała, tylko lubiła.
- Rozstali się? Nie powiedziałyście mi nic. - obruszyłam się. - Ale nie sądzę, żeby to chodziło tylko o to. Czuję, że ta historia ma drugie dno.
- Dno, to dopiero nasza sytuacja. Teraz pytanie za sto punktów. Gdzie jest Joan? - Nikt nie umiał na to odpowiedzieć.

***

           Joanne była pewna, że przyjaciółki niedługo zauważą jej nieobecność. Musiała działać i to szybko. Wzięła swoją ulubioną broń z arsenału, a był to miecz i wyruszyła na polowanie. Oczywiście było to niezgodne z regułami, ale kto w takiej sytuacji przejmowałby się zasadami? Joan była załamana. Parę lat temu demony wtargnęły do jej życia wywracając je do góry nogami, niszcząc, a następnie zostawiając jedynie popiół. Musiała coś robić. Musiała zabić tego demona. Wciąż chciała dopaść tego jednego, konkretnego, który zniszczył jej świat. Jej mała trumienka wewnątrz umysłu na nowo się otworzyła, a Joanne jej na to pozwoliła. Wszystkie wspomnienia zalały ją ponownie. Ciała skąpane we krwi, jej brat, ojciec, matka, babka, a nawet ukochany pies, Alto. Wszyscy nieżywi. Ślady walki były widoczne na meblach i ścianach. Jednak demon, który ich zaatakował jeszcze był w domu. Joanne szybko chwyciła pierwszą broń, która wpadła jej w ręce, a był to świecznik. Z zaskoczenia zaatakowała demona. Pomimo, że kreatura była przez moment oszołomiona bez trudu odrzuciła Joanne na ścianę niczym natrętną muchę. Sekundę później demon stał się piękną kobietą o platynowych włosach i szczupłej sylwetce, a na jej nowym ciele nie dało się zauważyć krwi ofiar.
- Kiedy będziesz gotowa na prawdziwe starcie odnajdziesz mnie, nazywam się Innocentyna. - zaśmiała się, a następnie już jej nie było.
Teraz Joanna czuła, że była gotowa. Wiedziała, że pokona tę nędzną kreaturę. Czuła podniecenie związane z zemstą. To ona była jej siłą napędową w Akademii. Żyła tylko dla zemsty, chciała pomścić rodzinę.
- Pokaż się tchórzu, jestem gotowa na to, aby zadać ci ostateczny cios. - mruczała wpatrując się w kolejne gęstwiny krzaków. - Zginiesz dzisiaj.
- Nie rozśmieszaj mnie. - Usłyszała głos z jej koszmarów. Wysoki, szczebiotliwy. - Nie jesteś gotowa, jestem dwójką w tej waszej pokręconej hierarchii, a ty ledwo powaliłabyś czwórkę, a może to ona powaliłaby ciebie. - Innocentyna wygłosiła krótką mowę po czym zniknęła.
- Nie! - Joanne gotowała się ze wściekłości. Tyle czasu w tym miejscu na nic? Tylko tyle usłyszała po czterech cholernych latach?
Idąc w stronę "domu" wciąż była nabuzowana złymi emocjami. Zawsze w takich sytuacjach pisała wiersze. Usiadła więc pod najbliższym drzewem i próbowała się wyciszyć.

"Nikt nie pokona cię
jeśli zjednoczycie się
Zaufaj przyjaźni
ona poprowadzi cię
Nie wahaj się
Idź i to co ci należne weź"

           Słowa jak zwykle przypłynęły do niej same. Niczym melodia dawno zapomnianej pieśni z dzieciństwa. Teraz Joanne wiedziała co musiała zrobić. Musiała poprosić o wsparcie. Wiedziała o tym już dawniej, ale dopiero ten wiersz przekazał jej to czego nie widziała z oczami przesłoniętymi przez nienawiść. Miała przyjaciół, oni jej pomogą. Innocentyna zginie, może nie dziś, może nie jutro, ale zginie. Joan obiecała to rodzinie, a ona zawsze dotrzymywała słowa.
          Kiedy wróciła do pokoju na jej łóżku siedziały Patricia i Vivianne.
- Czy zechciałabyś nam wytłumaczyć nam te zagadkowe zniknięcie i wow! - Vivien zatrzymała się, gdy zobaczyła miecz. - T...ty chyba nie byłaś polować, racja? - zająknęła się blondynka.
- Owszem, byłam.
- Zechcesz nas oświecić dlaczego? - wtrąciła się Patty.
"Czas na prawdę." - powiedziała w myślach Joan.
- Dwa lata temu mieszkałam z rodzicami, bratem i babcią w małej chacie w głębi Londynu. Tego dnia dowiedziałam się właśnie, że chcą mnie wysłać do miejsca gdzie szkoli się takie specyficzne osoby, jak ja. Powiedziano mi, że będę łowczynią, że takie jest moje przeznaczenie. Jednak ja miałam inne plany, chciałam zostać redaktorką w gazecie. Wybrałam już liceum do którego się wybiorę, kierunek studiów... A to wszystko na marne. Poszłam więc na moją ostatnią imprezę. Kiedy wróciłam do domu wszyscy byli martwi. Od tamtego czasu ścigam dwójkę, demonicę Innocentynę. Jednak za każdym razem mi się wymyka, mówiąc iż nie jestem gotowa na starcie z nią.
Patricia i Vivianne siedziały oniemiałe, niezdolne do wypowiedzenia choćby monosylaby. Wreszcie Patty odzyskała zdolność mówienia.
- Pomogę ci. - Vivian energicznie przytaknęła na słowa brunetki.
- Świetnie, więc od czego zaczynamy? - wtrąciła blondynka.
- Trzeba ułożyć plan. - Uśmiechnęła się rozpromieniona Joan.

***

- Martin dokąd ty...
- Szzzzzzz... - Martin szybko uciszył Ericka, gdy ten zaczął zadawać pytania. - Idziemy szpiegować.
- Stary, nie mówisz poważnie? Znów będziesz prześladowcą?
- Jak to ZNÓW?! - obruszył się Martin. - Tylko dosiadam się do nich w stołówce.
- Mówiąc do NICH, masz na myśli do NIEJ. Nie wybiłeś sobie jej jeszcze z głowy? - Eric zaczął mówić, ale przyjaciel machnął na niego ręką.
- Słuchaj zamiast gadać.
- Innocentyna? Nie mogła wybrać lepszego imienia? Poważnie wielka, zła, groźna demoniczna kreatura ma imię? - Martin usłyszał głos jednej z dziewczyn.
- Viv, skupienie. - Kiedy chłopak usłyszał ten głos jego serce radośnie podskoczyło. - Jesteśmy tu, aby pomóc Joanne. Jaki masz pomysł Joan?
- No więc Pat, ty musisz jeszcze trochę poćwiczyć. Poza tym nie wiemy gdzie jej szukać. Zemsta jest dla mnie ważna, ale nie mam zapędów samobójczych, a tym bardziej nie chcę was narażać. Musimy być gotowe, zawsze.
- O czym one rozmawiają? - szepnął zdziwiony Eric.
- Nie wiem, ale to coś czego się musimy dowiedzieć stary.
- Te laski coś ukrywają, są podejrzane. Na pewno chcesz to wiedzieć? - Blondyn zapytał ze zdenerwowaniem.
Czy chciał? Nie miał pojęcia, ale czuł, że powinien. Miał przeczucie, że mogły potrzebować pomocy.

3 komentarze: