sobota, 8 lutego 2014

Rozdział 4


         Joanne miała rację. Demonologia to świetna sprawa. Indywidualne lekcje bywają nudne, ale indywidualna demonologia, gdzie nikt nie naśmiewa się z mojej niewiedzy to najlepsza rzecz w tej szkole, oczywiście zaraz po stołówce.  Dzięki tym lekcjom znacznie poszerzyłam swoją wiedzę ma temat demonów. Po pierwsze demony dzielą się na sześć poziomów. Najsłabsze są szóstki. Mogą jedynie cię opluć, chociaż niektóre dziewczyny pewnie padłyby trupem na miejscu. Szóstki mają do metra wzrostu i są barwy brązu, a ich ciało pokryte jest wrzodami. Natomiast jedynki zmiotą cię z powierzchni ziemi jednym ruchem. Chwała niebiosom, że na całym świecie są tylko dwie jedynki. Dlatego właśnie jeśli spotkam niebezpiecznie piękną osobę, powinnam zacząć krzyczeć i uciekać jak najszybciej jestem w stanie. Resztę demonów poznam w szczegółach na mojej następnej lekcji.
      Po dźwięku dzwonka mój mózg odczuł wyzwolenie. Pomimo, że lekcja była ciekawa, to trzecia godzina wydawała się już być torturą, dlatego postanowiłam iść wypocząć do mojego pokoju i napisać w końcu obiecany list do Sal.

Droga Sally!
Jestem tu dopiero niecały tydzień, a już za Tobą tęsknię całym sercem. Co u Ciebie? Jak tam u Augusta? U mnie jest całkiem ciekawie. Poznałam już dwie przemiłe dziewczyny, a także świetnych chłopaków. Wiesz przecież, że nie jestem wyrywna w kierunku latania za chłopcami, ale jeden z nich jest taki tajemniczy. Coś w nim mnie intryguje. Zdążyłam już się całkiem zaaklimatyzować. Mieszkam sama w pokoju. Odbywam zajęcia indywidualne, aby trochę podgonić resztę. Marzę, aby się z Tobą spotkać. Przekaż Augustowi ucałowania. Sobie samej też. Tak bardzo tęsknię.
Na Zawsze Twoja oddana przyjaciółka
Patricia 

       Kiedy przeczytałam już moje bazgroły wystarczającą ilość razy, aby zyskać pewność, że mówię wszystko nie ujawniając zakazanych szczegółów postanowiłam zanieść list na pocztę jak najszybciej. Udałam się w celu zdobycia pozwolenia do dyrektor Constance. Kiedy podeszłam do drzwi z ciężkiego drewna, aby zapukać okazały się być lekko uchylone. Dyrektorka stała skąpana w białym świetle padającym z okna. Nie chciałam podsłuchiwać, ale co innego miałam zrobić? Słowa same wpadały do moich uszu.
- Ona nie może się dowiedzieć. Posłuchaj, wiem co robię, nie chcę jej mówić, nie teraz. - Constance wykonywała nerwowe gesty. - Wiem. - westchnęła zrezygnowana załamując przy tym ręce. - Zrobię co w mojej mocy, aby nadeszła odpowiednia chwila, ale zrozum, że dopiero przyjechała. - umilkła po czym potrząsnęła głową i szybko wymruczała słowa pożegnania.
Zrozumiałam, że rozmowa dobiegła końca, więc zastukałam nieśmiało o jasnobrązową futrynę.
- Proszę. - dobiegł mnie mocny głos dyrektorki. - Patricio, w czym mogę ci pomóc? - zapytała wyraźnie zaskoczona moją wizytą.
- Chciałam iść wysłać list na pocztę i przyszłam zapytać czy mogę. - wydukałam ze zdenerwowaniem. Wciąż nie czułam się w tym miejscu dosyć swobodnie.
- Zwykle na to nie pozwalamy, jednak jeszcze się nie zaaklimatyzowałaś, więc proszę. Może z tobą pójść któraś z koleżanek. - uśmiechnęła się ciepło.
- Nie dziękuję, nie chcę im zawracać głowy tak błahą sprawą. - wzruszyłam ramionami.
Constance jeszcze przez jakiś czas pytała mnie o to jak się tu czuję, a potem pokazała na mini mapce którędy dojdę najszybciej i oczywiście najbezpieczniej do celu. Kierując się jej wskazówkami wyruszyłam w kierunku poczty.
           Szkoła otoczona była murem. Ścieżka, która przerywała mur prowadziła w kierunku rzadkiego lasu, jednak gdy nocą wyglądałam przez okno za każdym razem wydawał się przerażający. Ruszyłam z uniesioną głową przed siebie. Po raz pierwszy od kilku dni mogłam wyciągnąć komórkę ukrytą głęboko w walizce. Zabrałam ją ze sobą mimo wyraźnego zakazu. Tymczasem schowałam ją w kieszeni. Podłączyłam sprzęt do słuchawek, a te włożyłam do uszu. Mogłam tak przemierzać ulice chodząc w nieskończoność, kołysząc się w rytm muzyki cudownie wpływającej do mojego ciała. Choć przez pewną chwilę w życiu mogłam czuć się pewniej, lepiej. Mogłam stać się częścią muzyki, być nią. Z cudownym stanem ducha dotarłam do niewielkiego budynku z napisem La Poste.
Po wysłaniu listu ruszyłam w drogę powrotną do Akademii. Znów przedzierając się przez las potknęłam się. Usiadłam krzywiąc się z bólu napływającego do kolana.
- Dyrektor Constance będzie ze mnie dumna. - mruknęłam wywołując śmiech nieznanej osoby. - Nie śmieszne. - warknęłam do nieznanego głosu, mimo że wewnątrz byłam przerażona.
- Och przepraszam. Pozwól, że pomogę ci wstać. - Ujrzałam pięknego błękitnookiego blondyna. - Mam wielką nadzieję, że mnie pamiętasz. - uśmiechnął się, a gdybym stała to pewnie bym upadła.
Moje oczy zrobiły się wielkie jak spodki. Wzięłam głęboki wdech. Wcześniej ów chłopak pokazał mi się w brązowych włosach, wtedy spryskanych farbą. Jego oczy miały tamtego dnia również inny kolor. Jednak bez trudu go rozpoznałam.
- Skąd się tu wziąłeś Jake? - zapytałam zdezorientowana.
- Wiesz kochana taka jesteś nieuważna, że postanowiłem cię pilnować dla twojego własnego dobra. Tata cię nie nauczył, że nie jest bezpiecznie chodzić samej po lesie? - Podniósł brew a mój żołądek obrócił się o 360 stopni.
- Może. - wzruszyłam ramionami.
- Cóż teraz byłby zawiedziony wiedząc, że jego nauki poszły na marne. Podaj mi rękę, pomogę ci. - Niechętnie dostosowałam się do jego wskazówki, przyjmując podaną mi dłoń.
Jednak kiedy tylko spróbowałam stanąć na nogach moje kolano odmówiło współpracy, więc natychmiast wpadłam w ramiona Jake'a. Poczułam rumieniec wypełzający na moje policzki, a uśmiech chłopaka wciąż nie znikał z twarzy, wręcz przeciwnie, zdawał się emanować nieopisaną radością.
- Szczerzysz się tak do każdej napotkanej w lesie osoby? - To z mojej strony było niezbyt miłe, ale w tamtym momencie nie przejmowałam się tym. Palący ból nogi był nie do zniesienia i ograniczał moją miłą stronę.
- Nie, tylko do ciebie. - Wciąż miał czelność się uśmiechać, gdy ja cierpiałam, niemal zwijając się z bólu. - Nie ruszaj się. - szepnął mi do ucha, a w moim brzuchu motyle urządziły sobie imprezę. Delikatnie musnął dłonią moje kolano, a impreza motyli trwała w najlepsze. Ból stopniowo zanikał, a ucisk w kolanie zelżał. - Zrobione, nie wolno ci teraz przez najbliższe 12 godzin zbytnio przeciążać nogi. Unikaj tych twoich treningów czy co łowcy tam robią. - Po tych słowach ukłonił się i po jednym mrugnięciu zniknął.
Resztę drogi powrotnej zamęczały mnie pytania. Cała masa pytań. Kim on jest? Jak mnie odnalazł? Jak uleczył moją nogę? Skąd wiedział o łowcach?
"To jeszcze nie koniec, kiedyś będzie musiał mi odpowiedzieć na te pytania." - zaprzysięgłam sobie.
To już druga przysięga jaką sobie złożyłam w ciągu dwóch dni. Obydwie dotyczą chłopców. Co się ze mną działo? Nigdy nie biegałam za chłopakami, ale też nigdy nie czułam się tak jak w obecności Jake'a.
"Psujesz się." - mruknęła moja podświadomość. - "Zmieniasz się. Jeszcze trochę i zawładną tobą motylki." - prychnęła z wyraźnym niezadowoleniem wewnętrzna ja.
I jak tu żyć, gdy nawet ja sama jestem przeciwko sobie?

***
           Powtarzałam sobie w myślach poprzednią lekcję, wciąż przypominając sobie typy demonów i ich zdolności. Musiałam z całą słusznością przyznać, że to trudne, ale nie nudne. Dyrektor Constance, która prowadziła moją indywidualną lekcję powiedziała, żebym poszła do biblioteki przeczytać coś w tym temacie. Posłusznie skierowałam się zabytkowym korytarzem do biblioteki. To dziwne, ale jeszcze w niej nie byłam. Nawet podczas zwiedzania. Pchając dwuskrzydłowe drzwi weszłam do środka. Biblioteka była pomieszczeniem całkiem odmiennym od reszty szkoły. Czuło się w niej dusze książek, ich zapach. Był tam jeszcze jakiś  cień o nieokreślonym kształcie , który czasem przyprawiał mnie o ciarki. Na środku pokoju stało kilka stołów, a na nich zielone lampki. Wokoło było pełno regałów z książkami. Gdzie teraz miałam szukać?
- W czym mogę ci pomóc słońce? - Zza kontuaru wyłoniła się siwowłosa kobieta. - Nazywam się Aude Arnaud, jestem tu by wspomóc cię w poszukiwaniu potrzebnych książek.
- Witam pani Arnaud, nazywam się Patricia Mulligan i chciałabym znaleźć jakąś książkę o demonach, ich typach i różnych takich. - wydukałam.
- Proszę mów mi Aude. Chodź za mną. - Kobieta poprowadziła mnie wąską alejką biegnącą w prawo, a następnie skręciła w lewo. Skorzystałam z okazji, aby przyjrzeć się jej bliżej. Aude była niewysoka, a na jej nosie osadzone były okulary w srebrnych oprawkach. Były całkiem podobne do tych, które kiedyś nosiła moja sąsiadka, pani Hale. Bibliotekarka ubrana była w popielatą spódnicę i biały sweter, a włosy upięte miała w koka. Zdawała się być całkiem sympatyczną kobietą. Dokładnie tak wyobrażałabym sobie własną babcię.
- Na tej półce znajdziesz to czego potrzebujesz. - Uśmiechnęła się przyjaźnie. - Zawołaj mnie jeśli będziesz chciała coś jeszcze.
- Dziękuję pani Arn... to znaczy Aude.
Przestudiowałam tytuły ksiąg i wybrałam najciekawsze. Zaczęłam od "Demonologia dla początkujących", co okazało się strzałem w dziesiątkę.
"Demony są sprytnymi stworzeniami, zwłaszcza jeśli mowa o maskowaniu się." - zaczęłam czytać. - "Trzy typy demonów potrafią przybrać ludzką formę, a trzy pozostałe muszą obejść się swą demoniczną powłoką. Poziom szósty jest najsłabszy. Porusza się na dwóch nogach, ale jest niewysoki (ma do metra wysokości). Jego ciało jest pokryte licznymi wrzodami w których zawarty jest gaz usypiający. Jeśli łowca podczas ataku na tego stwora przebije ów wrzód to momentalnie zasypia. Tak właśnie te demony łapią ofiary, które zaciągają do swojej kryjówki. Żywią się głównie ciałem ofiary, duszę zostawiają poziomom wyższym." - W tamtym momencie pomyślałam, że po tym wszystkim nikt nie powinien jeść obiadu. - "Typ piąty znany jako Daemon Nubila czyli demon śnieżny potrafi wywołać śnieg podczas sezonu letniego, a także raptowny spadek temperatury. Porusza się na czterech nogach. Jego barwa zbliżona jest do koloru bezchmurnego, południowego nieba, a jego ciało przyozdobione jest głębokimi nacięciami. Demon Ognisty, typ czwarty jest barwy dojrzałej pomarańczy, pokryty lepką mazią, która po zetknięciu z ciałem ludzkim rozpoczyna proces wyniszczania człowieka (więcej o tym procesie na stronie 59). Demon porusza się swobodnie na dwóch nogach, a jego wzrost nie przekracza trzech metrów." - Wciąż oswajając się z przeczytanymi informacjami zaczęłam oddychać miarowo. Spojrzałam na zegarek, aby dowiedzieć się, że do obiadu została jeszcze cała godzina. Zaczęłam więc czytać dalej. - "Poziom trzeci jest już jednym z tych, które miewają zdolność do zmiany formy swojego ciała, przez co ciężko jest je namierzyć. Jego specjalną zdolnością jest jedynie wysysanie duszy pozostawiając pustą powłokę. (więcej o wysysanych duszach na stronie 43). Typ drugi nie tylko pozbawia ciało duszy, ale także tworzy ogień powodując pożary. Najsilniejsze są typy z poziomu pierwszego, które na świecie istnieją tylko dwa. Potrafią wywołać klęski żywiołowe, narzucają innym swoją wolę, wysysają duszę, a także swym nadludzkim wyglądem uwodzą. Jeden z tych dwóch demonów to kobieta, a drugi mężczyzna. Mogą wyglądać jak tylko zechcą i rozporządzać ludźmi w jaki tylko sposób chcą. Wielu śmiałków próbowało stawić im czoła, ale poległo. Nawet całe armie nie zdołały dać im rady. Jacques i Lucette Sang to rodzeństwo typu pierwszego żyjące od przeszło ponad dwóch tysięcy lat. Trzeba mieć zawsze oczy otwarte na nadludzkie piękno, bo może nas zgubić." - Kto normalny ma na nazwisko Krew? - "(pozostałe informacje o rodzinie Sang możesz znaleźć na stronie 77)."
          Do obiadu zostało jeszcze trochę czasu, więc postanowiłam przeczytać inne informacje. Zaczęłam od strony 59 gdzie opisany został proces umierania po zetknięciu z demoniczną mazią demona poziomu czwartego.
"Pierwszym stadium demonicznej choroby są prawie natychmiastowe halucynacje, jeśli one nie wystarczą aby zabić człowieka, następuje faza druga - dzikość. Człowiek jest agresywny, zaczyna przypominać zwierze ze wścieklizną. Jeśli dożyje do tego czasu etapem trzecim jest zbieranie się w organizmie czarnej substancji, która stopniowo zalewa ciało ofiary, aż w końcu osoba ta umiera." - Zaczęłam odczuwać żółć zbierającą się w moim gardle, więc szybko zamknęłam książkę. Pożegnam Aude i wyruszyłam do stołówki, choć wiedziałam, że i tak nic nie przełknę.

***

- Princesse! Princesse! - Rozległo się nawoływanie.
Stanęłam jak skamieniała pośrodku gęstwiny leśnej, odziana jedynie w białą koszulę nocną sięgającą kolan, żywo trzepoczącą na wietrze. Wsłuchiwałam się w ciszę nocnego lasu, dopóki nie przerwał jej rozpaczliwy okrzyk.
- Księżniczko! - wołał wciąż to samo słowo, jednak już nie po francusku.
Nie wiedziałam dlaczego, ale poczułam, że powinnam uciekać. Tato zawsze uczył mnie, że muszę słuchać mojego instynktu, więc pobiegałam. Potykając się pędziłam przed siebie, nie patrząc w tył. Czułam, że nieznana osoba nie podda się tak łatwo. Jednak już po chwili opadłam z sił, choć nie odczuwałam zmęczenia. Moim prześladowcą był jak się okazało Jake. Wyłonił się zza drzew cały umorusany i wyglądał na zmęczonego.
"Dlaczego ja przed nim uciekałam? To niedorzeczne."  - Ta myśl przeszła przez moją głowę niczym piorun.
- Princesse, znalazłem cię. - Podszedł i ujął mą dłoń. - Goniłem za tobą, czemu uciekłaś? - zapytał przewiercając moją duszę błękitnymi oczyma. - Nie musisz się mnie obawiać. Wszystko będzie dobrze. - W tamtym momencie czułam się jak w domu. Byłam bezpieczna w jego obecności. Wiedziałam, że nikt ani nic złego nie mogło mnie dosięgnąć. Poczułam słone łzy na twarzy. Jake przyciągnął mnie do siebie, a po chwili i on zapłakał. Staliśmy tak złączeni w uścisku, otuleni cichym szmerem wiatru wśród ciemności i szelestu drzew.

Wtedy się obudziłam.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz